czwartek, 21 grudnia 2017

Tarakanivski Fort

Tarakanivski Fort. Miejsce póki co nieodkryte, dzikie, tajemnicze. Dla wszystkich będących, wybierających się lub chcących się wybrać w okolice Równego, Łucka, czy Lwowa to idealny pomysł na jednodniowy wypad.


niedziela, 12 listopada 2017

Na paryskim bruku


Gdy dojechałem na paryski dworzec Bercy było już porządnie ciemno. Pozostawało tylko dostać się metrem do hostelu. Po przejażdżce z przesiadką dotarłem nas stację Jaures, z której miałem już tylko parę kroków do celu. Miejsce noclegu okazało się być właściwie pubo-hostelem, co trochę mnie zdziwiło. Najważniejsze, że schludnie, czysto, a kuchnia dostępna dla gości jak w każdym porządnym hostelu. Nie siedziałem za długo, nie chcąc marnować czasu ruszyłem na wieczorny spacer.

sobota, 4 listopada 2017

Ronda i najpołudniejsze południe Andaluzji


Ronda znana jest głównie z tego właśnie wielgaśnego mostu - Puente Nuevo łączącego starówkę z nową częścią miasta. Widok nieziemski, dawno już nie patrzyłam na coś równie potężnego i majestatycznego. Miasto samo w sobie też jest niesamowicie klimatyczne, wąskie uliczki, pobielone domy, wszędzie dookoła przepiękne krajobrazy, góry, no i przepaści... :D

czwartek, 26 października 2017

Agadir


Nie ma co ukrywać, Agadir jest właśnie taki... trochę upadły. Zacznijmy od tego, że w tym dziwnym mieście trudno wyróżnić centrum. Jest za to wyraźny podział na niewielką część dla turystów i znacznie obszerniejszą część dla mieszkańców. Tyle się nasłuchałam o Agadirze jako kurorcie, że idąc tak i idąc (dworzec znajduje się na obrzeżach), mijając kolejne typowo marokańskie dzielnice zastanawiałam się jakiego szoku muszą doznawać turyści, którzy przylecieli tu na wczasy. Nie chodzi o to, że jest jakoś źle, nie, absolutnie nie, jest po prostu... normalnie. Poza ciągnącą się przez 7 km plażą i jej najbliższym otoczeniem z hotelami Agadir jest zwykłym gwarnym, zakurzonym i umiarkowanie zaśmieconym miastem. Jedyny duży i wypielęgnowany park stanowi własność króla i oczywiście jest niedostępny dla zwykłych śmiertelników.

piątek, 13 października 2017

Marrakesz

Moja opinia na temat Marrakeszu może być dla niego nieco krzywdząca, gdyż to właśnie tam okazało się, jak bardzo zostałam pogryziona przez pluskwy w Rabacie... ale postaram się nie pisać jak wszystko źle, niedobrze, nic nie można znaleźć, gorąco, ciągle mnie zaczepiają, nie, nie jestem "your friend", skutery chcą mnie zabić, nie, naprawdę nie potrzebuję tego dywanu i w ogóle dlaczego malują tu wszystkie budynki na pomarańczowo skoro wzmaga to tylko uczucie bycia spalanym przez słońce na każdym kroku, a ponadto swędzi okrutnie i DLACZEGO to plugastwo dopadło znowu mnie, ZNOWU!

Marrakesz jest na swój sposób piękny, a na pewno bardzo orientalny i bardzo marrokański. Znalezienie hostelu graniczyło oczywiście z cudem. Najgorsze jest to, że właściwie nie powinno się zatrzymywać ani na chwilę, bowiem momentalnie zostanie się "napadniętym" przez pseudopomagacza. 

wtorek, 10 października 2017

Rabat



Już sama podróż z Tangeru do Rabatu okazała się pozytywnym zaskoczeniem. Pociąg w zupełności przypominał nasze TLK. Na trasie złapał godzinne opóźnienie (zamiast trzech godzin jechaliśmy cztery), ale to tylko dlatego, że musiał przepuszczać inne pociągi. Norma. Mijane okolice miały charakter półpustynny, chociaż trafiały się i zielone miejsca np. eukaliptusowy las. W pociągu nikt oczywiście nie sprzedawał piwa, ale słodycze i wodę owszem. Bilet drugiej klasy kosztował 101 dirhamów, co w przeliczeniu daje obecnie około 40 zł. 

czwartek, 5 października 2017

Tanger

Z Europy do Tangeru można się dostać na dwa sposoby: drogą powietrzną oraz morską. Z Tarify promy w kierunku Tangeru odpływają co godzinę, a bilet kosztuje 38 euro. Wydaje mi się to dużo, szczególnie, że płynie się niecałą godzinę... ale dobra, niech im będzie, w końcu to przeprawa na inny kontynent :) Obywatele Polski aby wjechać do Maroka nie potrzebują wizy i mogą tam bez niej przebywać do 90 dni. 

Po wyjściu z portu stwierdziłam na pierwszy rzut oka, że tutejszy chaos przypomina mi trochę przeprawę przez granicę gruzińsko - turecką. Jednak prawdziwa heca zaczęła się wraz z wejściem w medynę. Czas wyjaśnić co to w ogóle jest medyna. To stara część miasta, zazwyczaj otoczona murem, taka coś jakby starówka. Ulice to istny labirynt, a na dodatek wszędzie stoją/siedzą handlarze wychwalający swoje dobra. Odnosi się wrażenie, jakby wszystko było tu jednym wielkim bazarem. 

niedziela, 27 sierpnia 2017

Ekspres lombardzki. Mediolan - Lago di Como - Bergamo

Dziwnym trafem złożyło się, że loty w środku sierpnia loty z Niemiec do Bergamo były bardzo tanie. Musiałem wprawdzie dojechać do leżącego na końcu świata lotniska Weeze, ale nadal się to opłacało. Po sennym, porannym locie trzeba było ogarnąć dalsze działanie. Obok strefy przylotów na lotnisku Orio al Serio trafiłem na kasę biletową. Za dojazd do centrum Mediolanu płaci się 5 € w jedną stronę. Po wyjściu z terminala nietrudno znaleźć autobus, kierowcy głośno informują turystów, że jadą do Mediolanu i kiedy odjeżdżają.

Mediolan

Autobusy dojeżdżają pod mediolański dworzec główny (Stazione Centrale). Postanowiłem najpierw się tam trochę rozejrzeć. Następnego dnia miałem jechać stamtąd pociągiem, więc chciałem się zorientować gdzie są kasy, a gdzie perony. No i poczułem się jak w jakimś pałacu... Bogactwo dekoracji i monumentalizm robią wrażenie. To taka zapowiedź, czego mogę się spodziewać w Mediolanie.

piątek, 9 czerwca 2017

Karkonosze i okolica z namiotem

Sierpień 2016. Miałem akurat do wykorzystanie parę wolnych dni, ale nie na tyle dużo, żeby wyjechać gdzieś daleko. Nawet właściwie nie było czasu na zaplanowanie dalszego wyjazdu. A gdyby tak w góry, myślałem, ale żeby nie było szczególnie daleko? Przy okazji jeszcze gdzieś, gdzie (dawno) nie byłem. No to wyszło na to, że jadę w Sudety! A dokładnie po kolei: Góry Sokole, Rudawy Janowickie, Karkonosze i Góry Izerskie. Tak samo jak w Norwegii planowałem przemieszczać się z namiotem w plecaku z miejsca do miejsca. Wyszukałem sobie szybko parę pól namiotowych, kupiłem parę konserw i ruszyłem.


niedziela, 30 kwietnia 2017

Tallin

Wraz z przekraczaniem kolejnych granic z lasów zaczęły znikać kwiatki, a w zamian wzrastała ilość zalegającego śniegu. Tallin przywitał mnie pyszną pogodą. Na niebie ani chmurki. Poszłam do centrum. Stan zadbania i czystości był dla mnie szokiem. Wcześniej jednak zszokowała mnie jeszcze ilość i jakość współczesnej architektury. Nie spodziewałam się, że Tallin jest tak nowoczesnym i dynamicznie rozwijającym się miastem! 

Zacznijmy jednak od Starówki. Piękna, prawda? :) 

czwartek, 23 marca 2017

Z namiotem dookoła Bergen


Na skutek pewnego zbiegu wypadków wybrałem się sam do Norwegii. Na wszystkie noclegi przewidziałem spanie w namiocie. Norwegia to ciekawy kraj. Wszystko jest strasznie drogie, ale z drugiej strony – nocować pod namiotem można w dowolnym miejscu. Prawie dowolnym, ale o tym później. 

Wyjątkowo tani lot, tańszy niż bilet na pociąg na lotnisko. Przy okazji dowiedziałem się, że lotnisko w Szczecinie jest tak naprawdę w miasteczku Goleniów, odległym od samego Szczecina o 50 km. Na dosyć skromnym terminalu praktycznie nie można się zgubić. Przedpołudniowy lot do Bergen był jednym z niewielu tego dnia. 

Miałem szczęście do pogody, jak na Norwegię było niesamowicie słonecznie. Może nawet cieplej niż w Polsce w tym czasie. Dzięki bezchmurnemu niebu już z samolotu mogłem trochę podziwiać. W głębi kraju jeszcze pełno śniegu, w końcu był to dopiero maj.

sobota, 11 marca 2017

Dublin i okolice


Bywają czasem takie kierunki podróży, że ludzie po drodze dziwią się, że jedziemy tam aby zwiedzać. Na przykład stopując do Szkocji musieliśmy przekonywać większość naszych kierowców, że wcale nie chcemy tam pracować i że nawet byłoby nas stać na bilet, ale zwyczajnie lubimy autostop... 

Tym razem wybraliśmy się do Irlandii. Samolot pełen był rodaków, a z rozmów tam przeprowadzonych dowiedzieliśmy się co nieco o emigranckim życiu na obrzeżach Dublina. Bo tak często mieszkają Polacy, w blokach na przedmieściach, gdzie są całe polskie enklawy. Niektóre opowieści brzmiały dosyć strasznie (nie sądziliśmy, że narkotykowy problem jest tam aż tak... rozwinięty). Zarobki jednak robią swoje. Jedna z naszych rozmówczyń pracując od kilku lat w fast-foodzie (fakt, jednej z większych sieci) może sobie spokojnie pozwolić na podróże na inne kontynenty. A co z powrotem do Polski? Po jedenastu latach nie ma do czego wracać.
Z taką dawką informacji lądujemy na irlandzkiej ziemi. 

środa, 22 lutego 2017

Gruzja "od kuchni"

Gruzja widziana okiem turystów, gości, podróżników, którzy spędzają tu kilka/kilkanaście dni, a Gruzja widziana oczami ludzi, którzy tu mieszkają, to dwa zupełnie różne kraje... ale właściwie nie napisałam tu niczego nowego, zawsze tak jest, o jakimkolwiek miejscu by się mówiło.



Gruzja stała się obecnie dosyć popularnym kierunkiem. Biura podróży, hostele itd. kuszą ciekawymi wycieczkami (wiem, bo sama pisałam tego typu teksty), linie lotnicze względnie tanimi biletami, a blogerzy zachęcającymi artykułami (też znajdziecie kilka takich na tym blogu). Gruzja jest modna, przyjeżdżają tam podróżni każdego typu.

Ledwo co wróciłam do Polski, a na ulicy powitała mnie reklama baletu gruzińskiego. Gruzja prześladuje mnie dosłownie na każdym kroku ;). „Dzika Gruzja”, „Odkryj piękno Gruzji”, „Kraj winem płynący" itd itp. KONIEC. Ten tekst zbije wam różowe okularki. Jeśli macie ochotę czytać dalej, robicie to na własną odpowiedzialność ^^ 
I nie chodzi mi tu o obrzydzenie wam Gruzji, czy coś w tym stylu, chodzi o to, że każdy kraj jest na swój sposób specyficzny i dobrze być tej specyfiki świadomym. Dla jednych niektóre cechy czy zachowania mogą być negatywne, podczas gdy innym w ogóle to nie przeszkadza, czy wręcz podoba się. Dobra, dość już tego przydługiego wstępu, zaczynamy!

Mieszkałam tu prawie pół roku, współprowadząc hostel. Goście gośćmi, ale poza tym byłam właściwie otoczona Gruzinami, wsysana przez ich kulturę, mentalność i tradycje.